Zmienił biuro urzędnika na pracę jako kierowca TIR-a w Szwecji. „Po kilku miesiącach w nowej pracy, kupił konia dla żony.”

Tomasz postanowił wyjechać do Szwecji, aby zarobić wystarczająco dużo pieniędzy na zakup swojego wymarzonego domu. Tam podjął pracę jako kierowca samochodu ciężarowego i codziennie przemierza setki kilometrów, aby zrealizować swoje marzenia o własnym, nowoczesnym mieszkaniu.

Po spędzeniu pięciu lat na studiach oraz sześciu latach pracy w urzędzie, Tomasz zarabiał jedynie trzy i pół tysiąca złotych miesięcznie. Jednakże, aby spełnić swoje oraz swojej żony marzenie o zakupie własnego domu, musiał podjąć decyzję o emigracji. W Polsce, ze względu na niskie zarobki, nie byli w stanie zaoszczędzić wystarczającej kwoty na wkład własny. Po przeprowadzce do Szwecji, Tomasz pracuje już ponad dwa lata jako kierowca ciężarówki i zarabia powyżej 15 tysięcy złotych na rękę, co pozwala mu odkładać pieniądze na wymarzone mieszkanie. Po zaledwie kilku miesiącach pracy, Tomasz zrealizował również marzenie swojej żony i kupił dla niej konia.

Przez kilka lat Tomasz pracował jako urzędnik, jednak jego pensja wraz z zarobkami żony nie pozwalała im na myślenie o zakupie własnego domu lub mieszkania. Mieszkając w mieście, w którym warunki finansowe nie były najlepsze, często musieli wydawać większość swoich oszczędności na nieprzewidziane wydatki, takie jak naprawa samochodu czy leczenie psa u weterynarza.

Ojciec Tomasza doradził mu, by zdobył uprawnienia do prowadzenia samochodu ciężarowego i wyjechał do Szwecji, gdzie zarobki są znacznie wyższe niż w Polsce. W kraju rodzinnym kierowca TIR-a zarabia jedynie od pięciu do siedmiu tysięcy złotych brutto, podczas gdy wynagrodzenie Tomasza w Szwecji zaczyna się od 15 tysięcy złotych netto.

Mimo że praca jako kierowca ciężarówki w Szwecji wymaga samodzielności i samotności, Tomasz nie uważa jej za zniżkę w porównaniu do pracy urzędnika. Jest to po prostu kolejny rozdział jego życia, który pozwala mu osiągnąć swoje cele finansowe i spełnić marzenia o posiadaniu własnego domu.

W Szwecji Tomasz przebywa zwykle do trzech tygodni, a potem wraca na tydzień do Polski. Jednakże, najtrudniejszym aspektem jego pracy jest tęsknota za żoną, którą odczuwa przy każdym pożegnaniu, zdarza się, że pojawiają się wtedy łzy.

Od zawsze byłem zafascynowany ludzkimi zachowaniami, sposobem, w jaki działa świat, a także czytaniem i pisaniem. Zawsze marzyłem o tym, aby zostać socjologiem lub pisarzem, ale moje próby literackie zwykle kończyły się w szufladzie.

Mój ojciec pracuje jako kierowca TIR-a w Skandynawii od wielu lat. Już jako dziecko podziwiałem jego ciężką pracę i fascynowała mnie praca z tak ogromnym pojazdem w trudnych warunkach pogodowych. W końcu prowadzenie ciężarówki, która waży kilkadziesiąt ton, i przewożenie towarów o wadze liczonej w tonach, podczas gdy na zewnątrz jest ciemno i zimno przez większą część roku, nie jest łatwe.

Wciąż pamiętam te chwile, kiedy wsiadałem do kabiny ciężarówki z tatą i przemierzaliśmy setki kilometrów w ciągu dnia, zatrzymując się tylko na krótkie odpoczynki i sen w kabinie. Mimo że nie wybrałem drogi socjologii czy pisarstwa, moje zainteresowania humanistyczne wciąż pozostają ze mną, a doświadczenia związane z pracą mojego ojca przyczyniły się do mojego rozwoju jako osoby.

Przez długi czas sądziłem, że jako humanista nie jestem stworzony do prowadzenia ciężarówki i nigdy nie będę w stanie tego zrobić. Wydawało mi się, że to nie dla mnie, że praca ta jest zbyt trudna i wymagająca. Okazało się jednak, że byłem w błędzie – od ponad dwóch lat jestem kierowcą TIR-a w Szwecji i czuję się w tym zawodzie jak ryba w wodzie. Nie zdecydowałem się na to, by naśladować ojca, lecz po to, by z żoną zbudować wymarzony dom. To właśnie marzenie o własnym mieszkaniu zmotywowało mnie do emigracji.

Wyróżnienie na dyplomie

Już w drugiej klasie liceum wiedziałem, jakie studia chcę wybrać. Postawiłem na socjologię, którą ukończyłem z wyróżnieniem. Miałem świadomość, że znalezienie pracy w tym zawodzie może być trudne, ale nie skupiałem się na tym aspekcie. Chciałem po prostu rozwijać swoje zainteresowania i zdobywać wiedzę na temat funkcjonowania społeczeństw oraz ludzkich zachowań. Choć obecnie nie pracuję w dziedzinie swojego wykształcenia, uważam, że ta wiedza jest niezwykle cenna i przydatna w życiu. Czy istnieje jakiś kierunek humanistyczny, który z góry zapewnia pracę? Wątpię.

Po ukończeniu studiów rozpocząłem pracę w urzędzie marszałkowskim, który jest najwyższym organem województwa. Przez sześć lat zajmowałem się pracą w biurze prasowym, na początku jako osoba odpowiedzialna za przegląd prasy dla rzecznika, a następnie zajmując się tworzeniem różnych materiałów, takich jak treści na stronę internetową urzędu. Na początku byłem bardzo zafascynowany tą pracą i czułem, że spełniam ważną rolę, przekazując społeczeństwu informacje na temat działań urzędu. Jednak po trzech latach zacząłem odczuwać nudy i znużenie z powtarzalnej rutyny. Kiedy zbliżałem się do trzydziestki, postanowiłem dokonać zmian w swoim życiu i złożyłem wypowiedzenie. Głównym powodem tej decyzji były zarobki.

Prawie 2000 zł na rękę

W 2014 roku, po ukończeniu studiów, rozpocząłem swoją karierę zawodową z wynagrodzeniem w wysokości 1700 złotych netto. Wtedy to było dla nas wystarczające, zwłaszcza że moja żona również pracowała i razem byliśmy w stanie utrzymać się z wynajętym mieszkaniem, opłatami oraz wydatkami na jedzenie i przyjemności. Cieszyliśmy się każdym dniem, nie myśląc zbytnio o przyszłości.

Jednak po sześciu latach pracy w urzędzie, moje zarobki wzrosły dwukrotnie, a moja pensja wynosiła już trzy i pół tysiąca złotych netto. Pomimo zwiększenia dochodów, ciągle żyliśmy na skraju biedy. Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że nasze pensje były wystarczające tylko na podstawowe potrzeby, a nawet w sytuacjach awaryjnych, takich jak naprawa samochodu czy leczenie naszego psa, musieliśmy korzystać z oszczędności i czasami zostawaliśmy z niczym. Byliśmy również znużeni ciągłym wynajmowaniem kolejnych mieszkań, nie posiadając swojego miejsca na ziemi. Wtedy uświadomiliśmy sobie, że wkład własny do kredytu na nasze własne mieszkanie jest poza naszym zasięgiem.

Mój dochód nie pozwalał mi także na spełnienie marzeń mojej żony, którą kiedyś obiecałem, że kupię jej konia. Wypowiedziałem to bez zastanowienia, jednak z czasem uświadomiłem sobie, że nie stać mnie na to. Wtedy zacząłem poszukiwać nowych możliwości zawodowych. Niestety, w moim mieście – drugim pod względem liczby ludności w województwie – opcji nie było wiele, a wynagrodzenie, bez względu na ofertę pracy, nie różniło się od tego, co już miałem.
Zdałem sobie wówczas sprawę, że w Polsce, z moim wykształceniem i doświadczeniem, nie mam możliwości na większe zarobki. Stąd podjęcie decyzji było proste – jeśli chcę zrealizować swoje marzenia, muszę wyemigrować. A naszym marzeniem nie było nic wygórowanego – chcieliśmy po prostu mieć własny dom.

Nowe stanowisko

Przez lata pracowałem w urzędzie, ale w końcu poczułem, że potrzebuję zmiany. Pensja przestała mi wystarczać, a praca zaczęła mnie męczyć. Wtedy przypomniałem sobie o przeszłości, o moim ojcu i jego pracy jako kierowcy TIR-a. Choć początkowo wydawała mi się straszna i nie do pogodzenia z normalnym życiem, teraz zacząłem do niej coraz bardziej przekonywać się. Postanowiłem zrobić prawo jazdy na TIR-a i wyjechać za granicę, by zarobić więcej.

Ojciec zaproponował mi pożyczenie pieniędzy na kurs oraz pomoc w znalezieniu pracy w swojej firmie. Byłem podekscytowany tym pomysłem i natychmiast zacząłem się uczyć. Nie zastanawiałem się wtedy nad tym, jak będzie wyglądać praca kierowcy TIR-a, skupiałem się jedynie na tym, że chcę zarobić więcej i spełnić swoje marzenia.

Zdobycie uprawnień

do prowadzenia samochodów ciężarowych nie było łatwe ani tanie. Najpierw należało zdobyć prawo jazdy kategorii C, umożliwiające prowadzenie samochodu ciężarowego, a następnie kategorię CE, uprawniającą do prowadzenia samochodu ciężarowego z przyczepą. Łącznie trzeba zdać trzy egzaminy — jeden teoretyczny i dwa praktyczne. Dodatkowo, trzeba zdać państwowy egzamin z teorii pracy. Cały proces trwa około pół roku, ale ja z powodu wielu nieudanych prób praktycznych egzaminu na kategorię C, zająłem się tym przez około 10 miesięcy.

Jednak to nie był jedyny koszt. Kurs wymagał dużych nakładów finansowych — około 12-13 tysięcy złotych. Mój ojciec pomógł mi pożyczką, ale resztę musiałem zebrać z moich oszczędności. Gdybym nie zdał egzaminów, byłbym w dużych tarapatach, ponieważ z żoną zostalibyśmy bez niczego. Na szczęście, udało mi się zdobyć uprawnienia, dzięki czemu mogłem zacząć pracować jako kierowca ciężarówki.

Z przyuczenia do pracy

Kiedy ukończyłem kurs, mój tata pracował w Szwecji i zwrócił się do swojego szefa, czy w firmie nie potrzebują nowego pracownika bez doświadczenia, który byłby przyuczeniowy przez jakiś czas. Szefowie firmy zgodzili się zatrudnić mnie na trzymiesięczny okres próbny.

Na początku jeździłem z tatą, który uczył mnie podstaw pracy, dawał wskazówki i wskazywał, jak wygląda ta praca. Samo prowadzenie ciężarówki nie sprawiało mi większych problemów, ale cofanie pod rampę było już trudniejsze. Przypominiało to bardziej katastrofę niż umiejętną manewrowanie. Nie potrafiłem skutecznie cofnąć samochodu tak, aby przyczepa znalazła się pod rampą, aby można było z niej wypakować towar. Nauka tej umiejętności była ciężka i wymagała wielu prób, ale po kilku miesiącach udało mi się to opanować. Szefowie firmy nie byli zdenerwowani moimi początkowymi nieudolnościami; wiedzieli, że niektóre umiejętności wymagają czasu i doświadczenia.

Przed osiągnięciem biegłości w manewrowaniu pod rampą, musiałem często prosić o pomoc doświadczonych kierowców z innych firm. W końcu nauczyłem się tego, lecz wcześniej bałem się, że poradzenie sobie z tym zadaniem będzie niemożliwe. Wiedziałem, że zawsze musiałbym prosić o wsparcie, co w końcu stałoby się nie do zniesienia. Ostatecznie jednak, gdy wreszcie zrozumiałem, jak to działa, zacząłem prosperować.

Zarabianie

Moja praca opiera się na pracy godzinowej. Za każdą godzinę zarabiam około 80 zł, a każdego dnia wykonuję zazwyczaj 12 godzin pracy. Pracuję zwykle pięć dni w tygodniu, ale zdarza się, że otrzymuję tylko jeden dzień wolny. W ciągu miesiąca wykonuję od 140 do 160 godzin pracy.

Kiedy otrzymałem pierwszą wypłatę, byłem w szoku, że taka suma pieniędzy została wpłacona na moje konto. Miałem na nim 16-17 tysięcy złotych netto. Byłem podekscytowany myślą, że nagle mam tyle pieniędzy, na które w urzędzie musiałbym pracować ponad cztery miesiące. Natychmiast oddałem ojcu pieniądze za kurs, opłaciłem zaległe rachunki, a dla mnie i mojej żony kupiłem wypasione buty. Resztę oszczędności postanowiłem odłożyć. Największym marzeniem mojej żony było posiadanie konia, więc udało mi się spełnić jej marzenie i kupiłem jej konia na jej 30. urodziny. Było to niezwykłe uczucie, wiedząc, że zrealizowałem jej marzenie.

Władca szos

Uwielbiam moją pracę jako kierowca TIR-a i uważam, że ma ona znaczenie społeczne. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale przed tym, jak egzotyczne warzywa i owoce trafią na półki sklepów w zimnych regionach Szwecji, ktoś musi je najpierw dostarczyć, a ja jestem jednym z tych, którzy to robią. Dlatego czuję się potrzebny.

Nie przeszkadza mi, że jako osoba wykształcona pracuję fizycznie. Nie uważam tego za upokorzenie ani nie sądzę, że osoby z wyższym wykształceniem nie powinny wykonywać „prostszych” prac. Kiedyś pracowałem w urzędzie, a teraz wykonuję zupełnie inny zawód i dla mnie to jest w porządku. Praca kierowcy TIR-a nie obniża mojej wartości jako człowieka. Co więcej, od kiedy zacząłem jeździć, zwiększyła się liczba przeczytanych książek, a właściwie przesłuchanych audiobooków. Codziennie pokonuję setki kilometrów, a żeby nie umrzeć z nudów, słucham audiobooków.

Praca kierowcy TIR-a daje mi wiele korzyści i satysfakcji. Czuję się potrzebny, gdyż moja praca jest istotna społecznie – umożliwiam dostęp do egzotycznych owoców i warzyw w sklepach zimnych regionów Szwecji. Nie uważam, że jako osoba wykształcona, powinienem unikać pracy fizycznej, która jest równie ważna jak praca biurowa. Jestem zadowolony z wyboru pracy kierowcy TIR-a, co nie obniża mojej wartości.

Jazda TIR-em to także wolność, mogę decydować o swoim czasie i godzinach pracy. Podczas jazdy, korzystam z audiobooków i przesłuchuję ich około 18 w miesiącu, dzięki czemu jestem na bieżąco z premierami. Czuję się wolnym, gdyż nie mam szefa, nikt mnie nie przeszkadza, a ja jadę autostradą i korzystam z tempomatu na 90 km/h, czując się jak król szosy.

Jednak muszę pamiętać, że jako kierowca TIR-a, zawsze muszę liczyć na siebie. To ja jestem odpowiedzialny za samochód i ładunek, który może ważyć kilkadziesiąt ton. Dlatego też, jeśli coś się zepsuje, to muszę zareagować niezależnie od pogody, czasu i miejsca. Praca ta nie jest dla każdego, ale uważam, że jest to idealna praca dla samotnych wilków, którzy cenią sobie wolność i odpowiedzialność.

Zmiana możliwości

Każdego miesiąca moja praca zbliża mnie i moją żonę do naszego celu – budowy domu na Mazurach. Jednak zdarzają się momenty, kiedy zastanawiamy się, czy nie powinniśmy pozostać w Szwecji. Mam stabilną i dobrze płatną pracę, uczę się szwedzkiego, a moja żona może pracować zdalnie. W Polsce nie mamy nic, co nas trzyma, a życie tutaj jest znacznie lepsze niż w naszym kraju.

Przede wszystkim większość Szwedów mieszka w domach, a nie w mieszkaniach, co dla mnie i mojej żony jest marzeniem, które może stać się rzeczywistością. Przeciętna pensja w Szwecji jest na tyle wysoka, że większość ludzi może sobie pozwolić na spokojne spłacanie kredytów i prowadzenie życia bez większych zmartwień.

Doceniam również fakt, że w Szwecji nie ma takiego rozwarstwienia społecznego, jak w Polsce; większość ludzi zarabia podobne pieniądze, nie ma wielu bardzo bogatych ani zbyt biednych ludzi.

Kultura pracy jest tu inna. Bez względu na stanowisko, wszyscy mówią sobie po imieniu i traktują się jak równi. Nie ma znaczenia, co kto robi, ważne jest, aby dobrze wykonywać swoją pracę.

Praca za cenę tęsknoty

Przez 8 lat związku z żoną nie rozstawaliśmy się nawet na dzień. Teraz mieszkam w dwóch krajach jednocześnie i spędzamy ze sobą znacznie mniej czasu. W Szwecji przebywam od dwóch i pół tygodnia do trzech w miesiącu, a w Polsce tylko od 10 do 13 dni. Od ponad dwóch lat większość czasu komunikujemy się telefonicznie.

Początki dalekich rozstań były dla nas trudne i pełne spięć i wyrzutów. Teraz radzimy sobie lepiej, ale każdy mój wyjazd wciąż kojarzy się z tęsknotą i łzami pożegnania. Mimo to, wiemy, że musimy działać w taki sposób, by osiągnąć cel, jakim jest wybudowanie wymarzonego domu na Mazurach.

Choć praca ta wymaga ode mnie wiele wyrzeczeń, wiem, że jest to jedynie chwilowy etap naszego życia i że w przyszłości będziemy mogli spędzać ze sobą znacznie więcej czasu. Dla naszej przyszłości i spełnienia marzeń warto znieść chwilowe bóle tęsknoty i pożegnań.

Rate this post

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *